uwaga!

Ze względu na to, że żadna z nas jeszcze do końca opanowała dzikości Bloggera, przepraszamy za ewentualny brak kolorków.
Jeśli niezakolorowany tekst pojawi się między dwoma wypowiedziami innych analizatorek bądź też jest oddzielony od reszty tekstu enterem zapewne jest to komentarz którejś z nas.
Jeszcze raz serdecznie przepraszamy.

21 czerwca 2011

Strzelanina przy policjantach na kawie i atakujące stada przecinków

Witamy! Oto przed Wami rezultat naszej pracy - kolejna analiza, tym razem w tematyce książki Michela Granta pt. "Gone".
Dla Czytelników, którzy książki nie czytali, krótka operacja:
"GONE" to historia postapokaliptycznego kawałka świata, w którym zostają tylko dzieci poniżej 15 roku życia, ponieważ w wyniku serii zdarzeń związanych ze zjawiskami nadnaturalnymi wszyscy starsi znikają. Dzieci muszą radzić sobie całkiem same, zdane na łaskę przyspieszonej ewolucji, głodu, plag, chaosu i zła.
Przedstawimy Wam tutaj dwa opka znalezione przez nas w otchłani Internetu.
Pierwsze z nich jest tForem niejakiej Madeline.
Jesteście gotowi? Cel... Pal!
Pholog:
Moja historia nigdy nie powinna się wydarzyć. Ale nie wiem czy żałuję, że jednak to przeżyłam.
Kiedy mówi się, że coś nie powinno się wydarzyć, to raczej to się nam nie podoba...
Czy ty aby nie szukasz logiki?
Liczyłam, że może w pierwszym zdaniu...
No to się przeliczyłaś...

Mam na imię Emma. Standardowy początek, nie? Kiedyś byłam bardzo grzeczną, świetną uczennicą. No po prostu wymarzona córeczka.
Tę grzeczność miała w genach. Potem, ni stąd, ni zowąd do jej marysuicznego, dobrego serduszka wkradło się zUo i uczyniło z niej rozwydrzoną, niewychowaną nastolatkę.
Zuo jest niefajnie. Foch na zUo.
Złe zUo! Bardzo niedobre zUo!

Ale gdy dobiłam do trzynastki, coś zaczęło się zmieniać.
Gdy tylko wybiła odpowiednia godzina, zaczęły mi rosnąć cycki i małe skrzydełka na plecach. Cholera! Zamieniłam się w W.I.T.C.H.!!!
SER to my. A w nas potężna jest moooc!
Ratujemy świat przed zUem
i nikt nie przeszkodzi nam w tym...

Rodzice myśleli, że to kwestia dorastania. Jednak trochę się raczej pomylili. Uczyłam się nadal, to prawda. Jednak już nie tak nałogowo.
*wyobraża sobie scenę, w której boChaterka rzuca się w drgawkach po podłodze, w przerwach szlocha, bo matka zamknęła jej na klucz podręcznik od chemii*
*otrząsa się* Co, co, co?

W sumie tylko wtedy kiedy miałam na to ochotę lub zwyczajnie mi się nudziło.
*opluwa monitor mlekiem* O jeżu po borach milowych pędzący! Czyli, że dla niej nauka była zastąpieniem rozrywki, tak?!
*ze zgrozą w oczach* Skąd się wzięła ta wyklęta?
Też się zastanawiam, gdy na ciebie patrzę... :)
*patrzy spode łba i sięga po kij baseballowy*

Dlatego jakoś utrzymywałam się na niezłych ocenach. Ale z zachowaniem było już gorzej. Mama dziwiła się co się ze mną dzieje. Chodziłam z kumplami na wagary. Potrafiłam bez skrępowania nawrzeszczeć na nauczyciele jeśli mnie wkurzał. Lubiłam straszyć i doprowadzać do płaczu małe dzieci. W sumie to zachowanie jest przeciętne dla ludzi w moim przedziale wiekowym.
No tak, trzynastolatki właściwie nie robią nic innego. No bo niby co? *zamaszysty headdesk*
Trzynastki nie, ale piętnastki już tak. To znaczy... Gdybyśmy odrzuciły jeden warunek (jak nauczył nas dr hab. W.Florek z UAM-u), np. że lubi straszyć dzieci, to zadanie miałoby rozwiązanie, tj. Emma jest dziewczyną w wieku 13-16 lat.
Albo możemy odrzucić warunek, że Emma jest dziewczyną.
Możemy, ale wtedy zakres prawdopodobnego wieku zwiększyłby się z 13-16 na 6-19. W porywach do 25.

No ale w mojej szkole dla idealnych dzieciaków i zważając na moje wcześniejsze zachowanie, to było dziwne. Nawet bardzo dziwne.
Nawet bardzo, bardzo dziwne. A nawet dziwne dziwne. Dziwne.

Ale o mojej przyszłości przesądziło jedno wydarzenie.
Nie no, nie spodziewałam się Mhocznej Tajemnicy z przeszłości. W o ghule.

Oto pierwszy
rozdział mojego opowiadania. Jest ono natchnione serią "Gone" więc będą w nim występowały postacie z tych książek, ale chcę od razu zaznaczyć, że niektóre fakty, postacie, miejsca, itp. będą się różnić.
W sumie, miło, że powiedziała. Doceniamy.

Na razie będą to wydarzenia jeszcze przed rozpoczęciem ETAP-u(czyli wydarzenia nie opisane w książce, ale wymyślone przeze mnie). Mam nadzieję, że Wam się spodoba!
O, złudna nadziejo.

Był czerwiec, bardzo ciepły [dziwne dziwne dziwne]. Moi rodzice jak zwykle o tej porze byli w pracy.
Jak zwykle w czerwcu. Wchodzili do budynku pierwszego, wychodzili ostatniego. Tata musiał potem zawsze golić brodę.

Ja miałam iść do szkoły, ostatni dzień nauki. Ale mi się nie chciało.
No! W końcu ktoś normalny!
Ta jest normalna, a nie jak ta z poprzedniej analizy, co w ostatnich dniach jeszcze potulnie zasuwała na zajęcia.
Choć biorąc pod uwagę dalszą część opka, to już nie jestem tego taka pewna...
Ech, jak zwykle...
*sprząta ze stołu resztki rozkładającej się nadzieJi*

Moim znajomym najwidoczniej też nie bo wydzwaniali do mnie od rana.
No tak. Dziewczyna jest tak zajebista, że rano nikt nie może rozpocząć dnia bez jej boskiej osoby.
No... Przynajmniej bez jej głosu.
W końcu Mary Sue :).

Mówili żebym zabrała samochód taty i zabrała ich na jakąś przejażdżkę. Wszyscy wiedzieli, że on kiedyś uczył mnie jeździć. Twierdzili z mamą, że to na wszelki wypadek.
Na wszelki wypadek - ucieczki z domu -.-'.
-Wiesz dziecko, musisz już jeździć samochodem! Masz trzynaście lat, już nie rośniesz, już się starzejesz, wyjdziesz za mąż, urodzisz dzieci, za kilka lat dopadnie cię reumatyzm! A poza tym... Może się zdarzyć, że nagle wszyscy powyżej 15 roku życia znikną z miasta i będziesz musiała sobie sama poradzić. Oczywiście to niemożliwe, ale...

Do tego łatwiej będzie mi potem zdawać na prawko. Ale wracając do moich znajomych to wiedziałam, że mnie podpuszczają. Twierdzili, że tego nie zrobię. Ale mylili się.
Co za idiotka! Wie, że ją podpuszczają, a ona się na to zgadza? O.o
Jedno z drugim nie ma nic wspólnego! *kiwa głową z mądrą miną*
Double O.o

Pomyślałam, że przecież świetnie jeżdżę więc nie mam nic do stracenia.
Masz wiele do stracenia. Wóz rodziców, kasę rodziców, zaufanie rodziców...
Sama widzisz, że ONA nie ma nic. Gorzej z rodzicami.
E tam, przecież rodzice nie przestaną jej ufać tylko dlatego, że im rozbije samochód. Ludzie, przecież to opko!!!

Nawet jeśli coś pójdzie nie tak to odstawie auto do garażu i upozoruję wizytę wandali.
No tak, oczywiście. Wezmę kij baseballowy, porozbijam okna, które jeszcze nie są rozbite, powgniatam karoserię tam, gdzie jeszcze nie jest wgnieciona, a na garażu napiszę czerwonym spray'em jakieś niecenzuralne hasło, np. HWDMR*
Fuck yeah!
Szczególnie wtedy jej się uda upozorować wizytę wandali, jak walnie w drzewo *headdesk*
*)Moim Rodzicom

A więc zabrałam kluczyki i wsiadłam do samochodu. Bez problemu ruszyłam i wyjechałam na pustą ulicę. Musiałam tylko uważać żeby żadni gliniarze nie zwrócili na mnie uwagi. Łatwo dojechałam na miejsce spotkania. Inni już byli. Gdy mnie zobaczyli zrobili niezłego poker face’a.
Zrobili poker face'a, czyli nic nie dali po sobie poznać. Ałtorce chyba się coś pomylyło.

Mogłam patrzeć na nich z wyższością. Nie ma to jak być lepszą od swoich znajomych.
Rozumiecie to? Jestem od was lepsza!
Wiesz... Coś jakoś tego... Coś nie czuję.
Ja też nie czuję. I nie rozumiem. Też się rozbijasz samochodem rodziców?

-Wsiadacie czy będziecie tu stać przez cały dzień?- zaśmiałam się -Wow!- zdziwił się Jacek- Dzwoniąc do ciebie nie miałem pojęcia, że się zgodzisz.
...czyli krótki zabieg stylistyczny, co byśmy przypadkiem nie zapomnieli, że ona jest naprawdę NIEPRZEWIDYWALNA.

-Ty mnie jeszcze za dobrze nie znasz. Wszyscy wsiedli. Odpaliłam silnik. Od razu ruszyłam najszybciej jak mogłam na osiedlowych drogach.
Poważnie, mnie to nie dziwi. Zakład, że będzie jednocześnie jechać samochodem 300km/h, grać na harmonijce i wygrywać w potyczce szachowej z Garrim Kasparowem?
Oczywiście. A policja jej nawet nie zauważy.

-Dobra Emma, zwolnij trochę.- powiedziała błagalnie Jessica -Strach cię obleciał?- spytałam -Nie, jasne, że nie. -Mhm. Oczywiście.- odparłam kpiąco Skręciłam w jedną z bardzo długich uliczek.
Długa uliczka? Na osiedlu? Mwhahaha!
No, są długie jak cholera.

Z jednego z jej odgałęzień wystawał tył wozu policyjnego. Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. -Jacek, popatrz pod swoje siedzenie. -Spoko. Czeeekaj. To przecież spluwa z paintballu. Bosko!
*wyobraża sobie boChaterkę spluwającą z drapacza chmur "Paintball"*
Spluwa z paintballu! Spluwa z paintballu!
*nieopanowany kwik* Może od razu klamka? Nie krępuj się! Kwik!

-Nie mów, że walniesz w gliny.- przestraszył się Arek. -Czemu mam tego nie zrobić? Aśka, ty chyba umiesz prowadzić, nie?
Arek, Jacek, Aśka, Bożydar... Typowe hamerykańskie imiona.
Atle1: A tak BTW... Skoro Aśka (sic!) także potrafi prowadzić, to dlaczego jej też nie podpuszczali?
Atle2: Widzisz... Bo wiadome było, że Aśka nie jest taką idiotką jak Emma i nie da się podpuścić.
*szarpie Adwokat za rękaw* Widzisz! Mówiłam ci, że z nią jest coś nie tak... A ty mi nie chcesz wierzyć.
*w lekkim osłupieniu wpatruje się w Atle*

-Mniej więcej. -To dawaj, zamień się. Zamieniłyśmy się miejscami. Było to o tyle trudne, że, że samochód wciąż jechał.
Spoko aŁtorko, ja ci mówię, że dla nich to wcale nie było trudne.
Podsumujmy: jadą bardzo, bardzo szybko; zauważają wystający tył wozu policyjnego; gadają; szukają spluwania; gadają; przesiadają się z kierowcą i jeszcze wciąż są daleko od policji. Gdzie oni byli, ci policjańci? Po drugiej stronie Mostu Brooklyńskiego czy na "osiedlowej uliczce"?!
Na pączkach i kawie :).
A tak w ogóle... Ty się nie śmiej z Brooklynu! ONI z Brooklynu zabili ci Nicco! I co?

Gdy już nam się udało, otworzyłam okno. Czekałam aż podjedziemy bliżej wozu. W chwili gdy przejechaliśmy koło niego wystrzeliłam serię kulek, które trafiły w boczne okna radiowozu.
Strzelał z karabinu do wrogich sobie pojazdów. Stała na siedzeniu swojego cabrioletu, którego nikt chwilowo nie prowadził, a który pędził teraz wyludnioną autostradą. jej wrogowie już prawie ją dogonili.
"Jeśli zdobędą Kulę..." Lara Croft wolała nie myśleć, co wtedy będzie.

Policjanci się skapnęli bo jeden z nich otworzył okno i wychylił się.
No tak. Bo gdyby nie otworzył, to by się nie zorientował, że ma na szybie kota srającego tęczą.
Opis rodem z "8. mili" O.o
Tak, ale tam Em nie miał 13 czy 14 lat. No i go rodzice nie wysłali do Coates.

Na szczęście udało mi się schować. Szybko ściągnęłam Aśkę z siedzenia kierowcy i sama na nim usiadłam. Nacisnęłam pedał gazu i przyśpieszyłam z piskiem opon.
Może się nie znam, ale nie można ruszyć z piskiem opon, jeśli się wcześniej nie zatrzymało.
Ale tam jest "Przyśpieszyła z piskiem opon"!
Oj tam, oj tam. Przyśpieszyć też nie można.
Racja :).

Gliny zaczęły nas gonić. Jechali tuż za nami. -Czy ty zawsze masz pod siedzeniem spluwę z paintballu?- spytał Lewis -W tym aucie tak. A teraz zamknij się bo próbuję skupić się żeby nas nie zabić.
Mam teorię. BoChaterka nie myśli. Myślący ludzie raczej zdawaliby sobie sprawę, że strzelanie do policji nie przejdzie bez echa, prawda?!
Oczywiście... *głaszcze uspokajająco Adwokat po plecach*

Skręciłam, a potem znowu i już myślałam, że ich zgubiłam gdy nagle usłyszałam dźwięk syren. Jeszcze mocniej wcisnęłam gaz i znów skręciłam. Niestety zjechałam już z wewnętrznej drogi i wyjechałam na ulice z wieloma samochodami.
To była bardzo, bardzo, bardzo długa wewnętrzna.

I właśnie wtedy zapaliło się czerwone światło. Nie, tak łatwo mnie nie złapią. Olałam to i wjechałam na skrzyżowanie. Nie zauważyłam, że z lewej strony jechał jakiś samochód który akurat miał zielone.
Nie no! Niemożliwe! Samochód z prostopadłej ma zielone, gdy ona ma czerwone! Nie wierzę! *ciężko sapie*
*po chwili* Jak widać tatuś nauczył ją prowadzić samochód, ale zasad ruchu drogowego to już nie. Chociaż się nie dziwię. Zrozumiał, że i tak nie ma sensu. I tak nic nie zostanie w jej pustym łbie.

Uderzył w bok auta, które prowadziłam z takim impetem, że aż mój Fiat przewrócił się.
Fiat! Fiat!
*wyobraża sobie boChaterkę w Fiacie 126p zabierającą grupkę przyjaciół, trzymającą broń od paintballa pod siedzeniem i strzelającą z niego do policji*

Przednia szyba pokruszyła się i rozsypała się na nas. Niechcący uderzyłam głową o kierownicę i zemdlałam.
To zdanie było piękne. Ma 13 lat, uczestniczy w wypadku, a jedyną konsekwencją zdrowotną jest to, że niechcący mdleje. Uhm! *patrzy na aŁtoreczkę dobrodusznie i z niejakim współczuciem*

Gdy się ocknęłam leżałam na chodniku, a nade mną pochylał się lekarz i policjant.
I żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że takie leżenie na chodniku może być niezdrowe. Musi być w tym Nowym Jorku niezły kryzys, skoro zatrudniają do służby publicznej kogo popadnie.

Ten drugi miał wściekły wyraz twarzy.
-Dobra mała, prócz siniaków i paru rozcięć nic ci nie jest.- stwierdził lekarz
I tyle? Żadnych zwichnięć, złamań (mogą być otwarte ^^), wybitych zębów, szwów, wstrząśnień mózgu? Nawet jej do szpitala nie zawiozą?

-To teraz ja ją przejmuję.- odarł glina.- Co ci strzeliło do głowy żeby prowadzić samochód? I dlaczego strzelałaś w nas z paintballu?
-Odczep się ode mnie!
Czepia się, świnia, nie wiadomo o co. Ona tylko...

-Nie takim tonem!- widziałam, że zaraz wybuchnie- Wiesz, że złamałaś porządną ilość praw? Wiesz co ci za to grozi?
-Nie chce mi się gadać. Zrobiłam to co uważałam za stosowne.
Miszczyni Cienkiej Riposty.
Brak konstruktywnego komentarza.

Facet już chciał coś powiedzieć, gdy nagle podjechał jakiś samochód. Okazało się, że to moi rodzice. Mama podbiegła do mnie. Miała niedowierzanie wymalowane na twarzy.
To nie ja! To ona! *chowa za plecami puszkę z farbą i wskazuje na Atle*

-To wszystko nieprawda?- spytała mnie spiesznie
-Zależy co.- nie miałam najmniejszej ochoty z nią rozmawiać.
-No to z samochodem…- nie pozwoliłam jej dokończyć
-Tak to prawda!- krzyknęłam- Mam już dość bycia idealną córeczką! Zostawcie mnie wszyscy.
Tak powiedziała i uczynił się mhok. Rodzice uświadomili sobie straszną prawdę: ich córkę ogarnęło zUo! Trzeba wołać egzorcystę, bo jeszcze Emmie przyjdzie do głowy, że chciałaby zostać wąpierzem.
*pośpiesznie wystukuje numer ks.Piotra Natanka*
-Taak... Ja w sprawie pokemonów...

Moi rodzice byli tak zdziwieni, że przez chwilę nic nie mówili. W końcu tata oznajmił: -Dziękuję panu za telefon. Już my doprowadzimy do porządku tego dzieciaka.
Jupi je! Jupi je! *kibicuje*
Dawaj tatuśku!

-Mam taka nadzieję.
I on sądzi, że im się uda? Ja na jego miejscu sama bym się nią zajęła. *wyciąga baseballa zza pleców*

I policjant odszedł. Tata kazał mi wejść do samochodu. Jechaliśmy w milczeniu. Mama płakała. Nie chciałam żeby tak wyszło. Ale już dość bycia idealną. Koniec z tym. Dojechaliśmy do domu. Chciałam od razu zamknąć się w swoim pokoju. Ale nie ma tak dobrze. Rodzice kazali mi zostać w salonie.
-Czemu to zrobiłaś?- spytała mama- Powiedz mi czemu?
-Bo miałam dość. Dość wszystkiego.
-Trzeba było nam powiedzieć. My byśmy ci pomogli przecież wiesz.
-To nie jest kwestia waszej pomocy. Potrzebuję wolności, a nie…
-Koniec.- skwitował tata- Idź do swojego pokoju i poczekaj aż cię zawołamy.
Wyszłam tak jak kazał. Było to nawet dobre. Chciałam zostać sama. Zastanawiało mnie tylko co oni wymyślą. Na pewno mi się oberwie. Ale do tej myśli już przywykłam. W końcu mnie zawołali. Stanęłam w drzwiach i czekałam aż wyjawią na jakie tortury mnie skazali.
-Nie ukarzemy cię.- moja mina chyba była bardzo głupia gdy to usłyszałam- Mamy lepszy pomysł. Wyślemy cię do Coates Academy.
W ten sposób boChaterka znalazła się w Coates Academy, co jest pierwszym występującym w tym opku przejawem tego, że istotnie jest to opko o GONE. Później, na szczęście, opko przestaje być opkiem, a staje się wcale nie takim złym opowiadaniem. Gratulujemy autorce serdecznie.
Tymczasem czeka na nas kolejne opko, perfekcyjnie przedstawiające związek "z wielkiej chmury mały deszcz". Przed Wami druga część dzisiejszego wieczoru - dzieUo pewnej Viry.

Autorka & opowiadanie.

Opowiadanie zostało stworzone przez Elwirę, tu Virę, czyli jest Viry całkowitą własnością, a jak ktoś tknie, to ma z Elwirką do czynienia :].
To zdanie zostało stworzone przez Atle, tu Atle, i jeśli kolejna aŁtoreczka naprodukuje się przed rozpoczęciem opka, a napisze tylko jeden rozdział, to będzie miała z Atle do czynienia.

Powstało, to to, gdy chwaliłam się, przed Aśką, jakie to opowiadania pisze, i że nawet w jednym użyłam nazwy naszego zespołu, który miałyśmy zakłada, a nie założyłyśmy, bo nie mamy kwalifikacji, doświadczenia i w ogóle, niczego nie mamy.
To nawet, dobrze, że nie założyły, bo to, oznacza, że mają, trochę zdrowego, rozsądku, nie tak, jak niektórzy, nie wskazując, palcem.
*zastanawia się, czy Adwokat miała kogoś konkretnego na myśli*
*no właśnie...*

Aśka zaproponowała, bym o niej napisała, zapewne dla żartu, a ponieważ ja na wszystkie sugestie reaguje, a pomysł już miałam, to wystarczyło wpiąć tu i tam tylko naszą drogą Asię.
Wystarczająca wiedza, to informacje o książce GONE, faza pierwsza, oraz jej treści,
Da się przeczytać książkę bez treści? o.O Ten świat ciągle mnie zaskakuje.

ponieważ fabuła w drugiej części nie ma nic do mojego opowiadania.
Czyli nie ma głodu, Mary nie skacze z klifu, Astrid nie próbuje okłamać całego Perdido, a Diana nie jest w ciąży. W sumie, to logiczne. Co by zrobiła nasza Marysójka, gdyby okazało się, że wspaniały (i inne przymiotniki) Caine zdradza ją z Dianą?
A może aŁtoreczka nie czytała następnych części?
Też możliwe ;).

Trochę zmieniam tok akcji, ale o to chodzi w FanFicach, nie?
Nie...?

Dlaczego pisze tak, a nie inaczej? No, drętwo, sztywno, czy jak to się tam nazywa? Bo to ma być poważna, lektura.
*nieopanowany atak kwiku* Opko... Poważna lektura...! Kwiiik! To dopiero by było fajne! Może jeszcze Fanfic "Malowanego Ptaka", poproszę?
Taaak... I może jeszcze frytki do tego? -.-'

Taaak. A tak na serio - piszę tak, a nie inaczej, żeby ktoś kto nie ma ADHD, głupawki, ani nie jest z innej planety, mógł to zrozumieć.
Aha... Czyli jeśli ktoś ma ADHD to nie jest już w stanie przeczytać tego opka, tak?...
*biegnie do Pana Wiecznego Oszusta z Tummelerem i wciska im opko*
*zabiera opko Tummelerowi z Panem Wiecznym Oszustem i trzepie kartkami Atle po głowie*
Cicho! To jest nasza robota!

[FOTO]
Joann Hell.

Poprzednia była Devil, ta jest Hell...
Konsekwentne te nazwiska jak cholera.
Szkoda, że w fabule aŁtoreczki nie są takie konsekwentne. Nie można jakoś originalniej? Ot, choćby Paciorek!

Ładna, fajna, samotniczka, ze śmiechem przypominającym wycie głodnej hieny. Często robi przerwy w mówieniu, zapatruje się wzrokiem w dal i dalej nawija, co nie ujmuje jej uroku.
Jak każda nastolatka...
... ma częste zawiechy.

Zawsze ma jakieś argumenty, których musi się trzymać, chociaż są bezpodstawne. Nieśmiała.
Kłótliwa, nierozsądna i nieśmiała. Wow. Niezła mieszanka.

Jednym słowem - dziwna.
No... Trochę...
No... A jeszcze żyj z taką na co dzień :).

Ma 14 lat. Jest jedynaczką (a przynajmniej w opowiadaniu), oraz trudnym dzieckiem, przez co prawie trafiła do Coates.
Pogubiłam się. Opisuje osławioną Aśkę, czy Joann? I która jest trudnym dzieckiem?!
Ja tam bym się obraziła, gdyby Adwokat mnie tak opisała...
Ha ha! Widzisz, Adwokat? Jestem od ciebie lepsza!
*patrzy spode łba na Achet*
Nie lepsza, tylko jesteśmy spokrewnione i nawet jeślibym się na ciebie obraziła, to i tak widziałabym cię na co dzień.
*tuli Atle*

Ma niebiesko-zielone oczy i brązowe włosy.
W wolnym czasie rozmawia na czasie z różnymi takimi, co siedzą na czacie.

*szuka jakiegoś odpowiedniego komentarza*

Trochę porąbana, lecz tego nie ukazuje, bo jak wcześniej powiedziałam - jest nieśmiała.
Opis staje się coraz bardziej przemieszany. Nastaje Chaos. Czyżby z każdym zdaniem ubywało trunku w szklance?
xD

Zakochana w Caine'ie, który rzecz jasna o tym nie wie... bo, jest Caine'm.
A mnie to się wydawało, że nieposiadający skrupułów Caine mimo wszystko nieźle znał się na ludziach. Cóż...
Ale to jest Mary Sójka! One zawsze skrywają Mhoczne Tajemnice sprzed wieków... Po za tym... Jest NIEŚMIAŁA. -.-'

Posiada moc telekinezy, podobnie jak jej luby.
Nie czytałam GONE, ale wydaje mi się, że tam każdy mutant miał inną moc?
Tak właśnie było.
To dlaczego...
Bo to opko, kochanie, bo to opko... *głaszcze po główce*

Ma jakieś sześć, bądź pięć i pół kresek, w skali Diany,
No tak, Proszę Państwa, Mary Sue objawiła nam w końcu całą swoją zajebistość - najwięcej kresek ze wszystkich mutantów mieli wszak Sam i Caine - obaj po cztery kreski (no i jeszcze Pete, ale on się nie liczy, bo jest Nemesis). Mary Sue ma WIĘCEJ!!!

lecz ta liczba maleje i wzrasta, zgodnie z jej humorem (wspomniałam, że jest dziwna?).
Gdy jest happy - moc wzrasta, gdy jest smutna - wzrasta, gdy jest zła - wzrasta. Tylko z różnym nasileniem. "Maleje" to raczej określenie różnicy między więcej a jeszcze więcej.
Proszę, jak ty się nasz na Marysujkach!
Się wie :).

[FOTO]

Caine Soren.

Czyli, TEN boski Caine.
*tak dla odmiany teraz Adwokat rozpaczliwie szuka konstruktywnego komentarza*

Yhym, yhym, oczywiście, jak przystało, na Joann, musiała, go uratować. Zakochała się w nim, gdy drugi raz go zobaczyła - czyli, gdy wyszedł połamany, ze zrujnowanego pokoju w Coates.
Oczywiście, zdradzamy, fabułę. Przynajmniej, wiemy, że jakiś pomysł, był, tylko że, nie wyszedł.
Denerwuje, mnie, to stado, przecinków.
A tak BTW... Dopiero za drugim razem? Czyli nie mamy do czynienia z miłością od pierwszego wejrzenia? ;(
Nie mówiąc już o tym, że spodobał jej się dopiero połamany. Pociągają ją chłopcy w bandażach z otwartymi złamaniami?
Za to Caine tró lowerem będzie na pewno. Znaczy się byłby, gdyby aŁtoreczka dała mu szansę kiedykolwiek spotkać się z boChaterką. [*]

A właśnie - uczeń Coates. Oczywiście przystojny.
Oczywiście.
Co prawda bardziej podoba mi się Edilio, ale oczywiście Caine jest taki sexy <3

Ciemnowłosy, ciemnooki.
Ogólnie raczej ciemny.

Cierpi na manię wyższości, miewa ataki szału...
... czasem rzuca innymi o ścianę albo z urwiska, takie tam.

Nie lubi swojego brata, tak jak każdy z nas.
Braterska miłość to mit, tak samo jak wąpierze! - zakrzyknął boChatersko Van Helsing.
*łzy w oczach*
To wąpierze nie istnieją?...

No może, z innych powodów.... Dobra, lecimy dalej - telekinetyk, ale UWAGA - mniej silnym niż Joann, mimo, iż ma zdolności lepiej opanowane - 4 kreski.
Tak. Pamiętamy. Joann jest Mary Só.

Zakochany w Dianie, która go nie kocha, i nie żywiący żadnych uczuć do Joann, która z kolei się w nim bujnęła.
Nie tylko bujnęła, ale jeszcze zabujała.

[FOTO]

Diana Ladris.

Co by tu... no, ma długie ciemne włosy, oczy o barwie nocy,
Nocy jasnej letniej, brzydkiej listopadowej czy może białej?

oraz jak przystało - jest bardzo piękna.
Jak przystało na rzekę. Aaa... Ona jest człowiekiem?...
Nie wynika z opisu! *naburmuszona*

Lubi drwić z ludzi, wyśmiewać ich i wykorzystywać do swoich celów.
Oczywiście.
*cichutko* Ej, a jakbyście miały wybierać to wolicie wyrzucanie przez okno czy wykorzystywanie do celów?
Z Dianą? Chyba wyrzucanie przez okno. A co?
A, tak tylko pytam. Bo tak w sumie... To ja też... Z Dianą to nigdy nic nie wiadomo...* odsuwa się nieznacznie*

Innymi słowy - wredna i zła. Przynajmniej u Granta, bo u mnie, jakoś tak bardziej się otwiera i - UWAGA, nawet płacze w jednym rozdziale.
A! Diana płacze!
AŁtoreczka zdecydowanie powinna przeczytać dalsze części. Nie mówiąc już o tym, że skoro u Granta jest zUa i wredna, to u aŁtoreczki też powinna.Tym bardziej, że jest pewne, że będzie kiedyś potrzebna wredna suka. Tzn... Potrzebna byłaby, gdyby pojawiło się coś więcej niż jeden rozdział.

Polubiła Joann, ale nikt z nas nie wie, czy zrobiła to, bo jej się żal dziewczyny zrobiło, czy ją zainteresowała, czy chciała być miła, po uratowaniu przed Drake'iem, czy po prostu, jakoś tak była aśkowata i zaraziła tym Ladris.
Nikt z nas nie wie, nawet sama aŁtoreczka. Swoją drogą kolejna, która w opisie boChaterów zdradza całą fabułę. Nie trzeba by było czytać opka, gdyby tę fabułę wprowadziła w życie.
A to nie jest przypadkiem ta sama?
A tak BeTeWu... Diana nawet za Caine'em nie przepada, a Joann miała by polubić? To nie jest GONE jakie znamy...
Oj, nie. Właściwie, boChaterowie obdarci są z siebie samych! *zdejmuje wyimaginowane okulary i posępnie patrzy na boChaterów*

W każdym razie, dziewczyny się kolegują. Diana jest odczytywaczką, czy jak to się tam nazywa
Co by tu... Jak to się tam nazywa, tego...
Języka polska trudna być i wielu zastanowień wymagać. A poważna lektura to miała być i nie wyjść.

- ma swoją skalę mocy i mierzy poziom mutacji, tak jak zasięg w komórce. Caine się w niej kocha, a ona, jak to ona - go zbywa bądź wykorzystuje.
Ja nie mam skojarzeń! Ja w ogóle nie mam skojarzeń! W o ghule!
I stąd, drogie dzieci, biorą się dzieci.

Reszta postaci będzie się pojawiać, jak zostaną wprowadzone do akcji.
He, he. No to sobie poczekamy.
[Notka następna. Emocje rosną.]

Nie czytałeś GONE?!

No to mamy kilka rozwiązań.
a) leć do biblioteki po Gone:Zniknęli, Faza pierwsza:Niepokój albo kolejne też. Będziesz wiedział więcej od aŁtoreczki.

b) ściągnij se na chomikuj Gone. Choć to chyba nielegalne.

c) skorzystaj z tego działu. To chyba też nielegalne.

d) odwiedź księgarnię. Odwiedź, wypij z nią kawkę, poplotkujcie i wyjdź, zostawiając ją samą z tym całym bajzlem, który po sobie zostawiłaś/eś.

e) użyj takiego małego krzyżyka na czerwonym tle w prawym górnym rogu ekranu, zamknij stronę, zamknij komputer, zamknij dom i idź wytarzać się w trawie. Pomoże.

Jeszcze raz powtarzam - żeby zrozumieć opowiadanie, trzeba mieć wiedzę o książce "Gone. Zniknęli. Faza pierwsza:Niepokój." Niefaza druga Głód, ani trzecia Kłamstwa, aniżadna inna - tylko PIERWSZA.
Rozumiemy. RO-ZU-MIE-MY. Mam przeliterować?
Tak.
R-O-Z-U-M-I-E-M-Y. *dumna*
A tak z innej strony: Niefaza Aniżadna. Nawet fajne nazwisko, co nie, Atle?
No, no... Nie powiem... Ciekawe.
Kiedyś to wykorzystam.
Widzę to talent do wymyślania bezsensowanych tytułów :P.
Bezsensowne, ale kiedyś ludzie będą je mieć na ustach non stop. *zanurza się w marzeniach o własnej książce*

Rozwiniemy tu teraz wariant c). Korzystając z odjazdowej Wiki, dam wam najważniejsze linki, z najważniejszymi zagadnieniami, które musicie znać.
Mrau... Ałtoreczka wie, jak dopieścić stronę internetową... Odjazdowa... *patrzy z namysłem na wyciągniętą przy kominku mruczącą i puszystą Wiki i zastanawia się, jak też się nazywał ten stuff...?*

[LINKI. Ciach!]

Jeśli, nadal czujecie pewien niedosyt, przeczytajcie dobre streszczenie, chociaż z miłości serca - bardziej polecam książkę.
Podpucha! Podpucha! Nie ma streszczenia GONE!!! *zgrzyta zębami*
Spokooojnie... Czekoladkę?
A z kakaŁEM?
Nie. Z kakaO. Chyba.
No dobra. Z kakaO też może być.
To masz.
[czekoladka jednak nie do końca była czekoladką i analizatorki na chwilę odpływaaają...]

***
Na obecnym nagłówku widnieje podobizna aktorki Michelle Trachtenberg, która z początku miała tutaj robić za Joann.
*budzi się* To kręcimy film?!
Chyba mi odleciał kawałek z życiorysu. ;/
Mi też. Ten kawałek, przy którym siedziałam nad tym opkiem.
[Znowu jakieś pieprzenie. O obrazkach. Ciach!]


Dalej - w dziale z postaciami (O co kaman?) widnieją:

1. jakaś pani z dA jako Joann.

2. Facet z okładki fazy drugiej Gone jako Caine.

3. Babka z okładki fazy drugiej Gone jako Diana.
I czcionka, jako Czcionka, i masło, jako Masło.


I wygląda na to, że to na razie tyle :).
Nagłówek, to prosta przeróbka rysunku z dA, podobnie jak karty postaci.
Głównie wykorzystuję zdjęcia z dA lub Googli.
Nigdy nic nie kopiuje.
Grafikę z danymi zdjęciami tworzę sama.

I jeszcze raz:
"Głównie wykorzystuję zdjęcia z dA lub Googli.
Nigdy nic nie kopiuje."

Czy to się aby wzajemnie nie wyklucza?
Znaczy wiesz, nie dziwiłybyśmy się, gdyby chodziło o Mary Só, bo ona może wszystko, ale ałtoreczka?...
*ze strachem* A może cały świat to jedno wielkie opko?!!!
*patrzy ze zgrozą na Adwokat*
Czas na ewakuację!
*biegnie i zamyka się w lodówce*
*przetrząsa w pośpiechu torebkę w poszukiwaniu kluczyków do zaparkowanego za oknem promu kosmicznego*
O Borze liściasty! Z kim ja pracuję! Toż to jakaś banda psycholi!
Wychodzę stąd!
*wychodzi stąd z trzaskiem, mrucząc coś złowrogiego pod nosem*

Pierwszy rozdział jutro, bo dzisiaj nie mam czasu ;P.
Ci którzy jeszcze nie przeczytali Gone, mogą zabierać się za lekturę. Jeszcze całe, prawie że, 24 h, więc spokojnie zdążycie.

Czujecie tę atmosferę? Czujecie tę ekscytację?! Słyszycie szaleństwo tłumu?!!!
O, jakaś pani skacze z okna! Ludzie!!!
Już niedługo zacznie się... ROZDZIAŁ!!!

Ok... wstawiam rozdział I. Nie najlepsze to, to. Ale jakoś sobie radzimy, nie? Rozdział, może być. Jak na wstęp, wg. mnie brakuje mu tylko trochę więcej stron, ale nie chcę was zanudzać.
Krótko mówiąc: Wiem, że opko jest raczej do bani, ale te miliony czytelników czekają na cokolwiek, więc dam im cokolwiek ;).
Po takim budowaniu napięcia?
Buahahaha...

Dobra, koniec mowy [Ekhem... Monologu], zabierajcie się do czytania. Aha, jeszcze coś - co do muzyki, to słucham głównie Gagi i The Pretty Reckless, więc przygotujcie się na ich piosenki w kolejnych rozdziałach.
Dobra, jesteśmy przygotowani. Ja mam mój Hełm, a ty, Atle, skombinowałaś te karabiny? *maluje szminką na policzku makijaż bojowy*
Mam kałasznikowy z 1943.
Eee... Ale ich jeszcze wtedy nie było.
Były, były! Tylko nikt o tym nie wiedział *diaboliczny śmiech*
W ostateczności pozostają jeszcze nasze rewolwery.

Rozdział I
[Muzyka - Lady Gaga-Alejandro]
Było zimno. Joann otuliła się mocniej kocem. To było nietypowe dla zwykle słonecznej Kalifornii… zresztą… już nic nie wydawało się typowe.
Brr... Powiało mhokiem...

Dziewczyna zadrżała na myśl, o tym wspomnieniu.
O TYM wspomnieniu. O TYM i żadnym innym.
Skupcie się! Nadchodzi mhoczna Tajemnica z Przeszłości!...

Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu. Było tak, jak co dzień. Siedziała na łóżku, z laptopem na kolanach. Nie długo miała przyjść jej nauczycielka, która dawała jej prywatne lekcje, ponieważ Joann, nie chodziła do normalnej szkoły.
Kolejna, ze stadem, rozszalałych przecinków.

Sprawiała „problemy wychowawcze”.
Jak większość opkowych nastolatek...
Cieszmy się, że nie zamordowała swoich rodziców.

No jasne… Mieli ją wysłać, do „Coates Academy”, ale jednak dano jej ostatnią szansę i prywatną nauczycielkę.
Trzeba
było wysłać wtedy. Może opko rozpoczęłoby się wcześniej i powstałby więcej niż jeden rozdział.
Do pokoju weszła jej matka.
- Cześć, Jo. – przywitała się – Co ro…
*niczym mantrę OMMM, wciąż powtarza: "Cześć Jooo, co rooo, cześć Jooo, co rooo..."*

I zniknęła. Puff. W jednej chwili stała tam, uśmiechała się do niej.
Do niej. Do tej chwili. Uśmiechanie się do chwili jest miłym przejawem szczęścia ;).

W drugiej… już jej nie było. Wyparowała.
Jakby się uprzeć, to to tej drugiej chwili nie było i wyparowała. Podmiot rzuca się dziko.

Na jej miejscu pojawiła się pustka. Jeśli to byłaby scena z filmu, niewątpliwie, ciągnęłaby się długo, matka traciłaby kontury lub eksplodowałaby, czy coś w tym stylu… a tutaj… po prostu… zniknęła. Bez żadnych efektów.
Jednak to nie film, to życie!
To nie życie, to opko!

Internet też wyparował. Z jakiegoś powodu, łącze nie działało.
Skąd ona to wiedziała tak od razu? Jak mi zrywa łącze - poprawiam kabel. Później sprawdzam modem, a jeśli to nie działa, najprawdopodobniej nie ma prądu, a laptop działa na baterię. Co ona, szósty zmysł ma?
Jeszcze się pytasz! Mary Só ma wszystko!

Joann przeszukała cały hotel.
Czyli jej rodzice mieszkali z nią w hotelu i tam przychodziła ta nauczycielka, tak? Chyba rozsądniej byłoby wysłać ją do Coates, koszty mniejsze.
Ogólnie, aŁtoreczka chyba nie za bardzo lubi się z logiką.

Każdy pokój. Nikogo nie było.
Kochana, ten znaczek 18+ znajdował się na drzwiach nie od parady. A te pani w skąpych ciuszkach w holu to nie były modelki. Tylko twoi rodzice nic nie zauważyli i zabrali małolatę ze sobą.

Miała nadzieję, że wejdzie, zobaczy tam swoje, o kilka lat starsze znajome i spyta, czy widziały gdzieś jej rodziców.
Fajnie, że aŁtoreczka zauważyła, że znajome musiały być starsze, żeby zniknąć, ale nadal nie wiemy, do jasnej ciasnej ogórkowej, dlaczego ona mieszka/znajduje się w hotelu.
Zbyt długie zdanie =.='
Bo jakby nie były starsze, to Joann nie byłaby taka kół, dżezi, trendi i glamur.

Ale nikogo nie było. W całym hotelu.
Powtórz jeszcze raz, coby na pewno nie zapomnieli.

Zeszła na kort tenisowy. On też świecił pustkami. Nie licząc, kolejnej nietypowej rzeczy na liście – białej, niemal przezroczystej, i jeszcze czerwonej na brzegach, a pod światło liliowo-zielonej, grubej i wysokiej ściany.
Oddzielała, jedną część kortu, od drugiej.

To nie ja to napisałam! Poważnie!!! Nie przyznaję się!
*Sprawdza wyniki wykrywacza kłamstw* Mówi prawdę.

Podeszła do niej i pchnęła ręką. Poczuła jakby jej ciało wypełniło miliony elektrowstrząsów. Ból szybko ustąpił, ale mimo to, nie zbliżała się już do dziwnej bariery.
Ale dziwny zbieg okoliczności, że nazwała barierę akurat tak samo, jak wszystkie inne dzieciaki z Perdido Beach. Dlaczego nie nazwała jej Murem albo Dużą Białą i Przeźroczystą Ścianą, Która Ni Stąd, Ni Z Owąd Pojawiła Się Na Mojej Drodze i Razi Prądem Jak Głupia?

Oprócz tego, odkryła, że…
*napięcie* *werble*
potrafi poruszać przedmiotami siłą woli.
Aaa, no tak, przecież my to już wiedzieliśmy! *uderza się otwartą dłonią w czoło*
Już wcześniej interesowała się telekinezą. Wydawało jej się to fascynujące. Robiła wiatraczki z gumek do mazania i parasolek do drinków. Próbowała nimi ruszać. Efekt był nie wielki… no może czasem, parasoleczka lekko się obróciła, ale to najpewniej wywołał wiatr, bądź trącnięcie krawędzi, brzegiem ręki. Szybko zmieniała zainteresowania, więc telekinezę porzuciła po niepełnym miesiącu ćwiczeń.
A nie łatwiej było po prostu podnosić kartki papieru, zamiast męczyć się z robieniem parasolek? Albo sobie takowe kupić?
Uhm. No, to bardzo szybko porzuciła tę telekinezę, która w ogóle jej nie wychodziła, zaledwie po miesiącu! Słomiany zapał, rzekłabym.

Gdyby nie to, że uchroniła drogi wazon matki, przed upadkiem, niecały tydzień przed zniknięciem dorosłych, kompletnie by o tym zapomniała.
Dobra, już nie komentuję tych przecinków, bo to będzie zbyt nudne.
A ja się pytam - co ma piernik do wiatraka? Dzisiaj pomogłam koledze się wysłowić, bo nie mógł znaleźć słowa. Czy to znaczy, że potrafię czytać w myślach?

Nikomu o tym nie mówiła, jednak czasem bawiła się tą zdolnością. Gdy nikt nie patrzył, najczęściej podawała sobie nią przedmioty i… w sumie, wykorzystywała ją do wielu rzeczy.
Przecież jeszcze przed chwilą powiedziała, że skończyła z telekinezą!

Teraz siedziała sama w hotelowym pokoju wgapiając się w okno niewyraźnym wzrokiem.
He he, he... *nerwowy chichot* Wgapiając się... He he...

W dłoniach trzymała kubek gorącej czekolady, a obok siebie miała tackę, na której ułożyła kilka kanapek. Nie była zbyt dobra, jeśli chodzi o gotowanie. Umiała zrobić jeszcze jajecznicę, więc jadła ją na zmianę z kanapkami. Była wegetarianką, co wykluczało jedzenie mięsa, którego było pełno w hotelowej kuchni.
Byłaby kicha, gdyby okazało się, że Joann jest weganką. Chociaż i tak nie zdążyłaby umrzeć przed końcem tego opka.

Jedzenie pomału się psuło. Traciło ważność, bo sama nie miała jak zjeść tych zapasów. Niektóre wędliny już śmierdziały, a na owocach zasiadła pleśń.
Zasiadła, jak na tronie. *wyobraża sobie Króla Pleśń na Tronie* Mamma Mia, taki król musi mieć porządnie śmierdzących poddanych. Grzybki?
Halucynki? ;> Jestem za.

Biła się z myślami, czy wyruszyć do Perdido Beach.
Proszę Państwa! Proszę przygotować się na wstrząs! Otooo... Myśli!!! A walczyć z nimi będzie... BoChaterka!!! Cóż to będzie za walka!
Przypomniałaś mi o jednym dowcipie o babciach...

Może tam ktoś jest? Bała się, że tylko ona została. Sama na świecie… to byłoby przerażające. Odsunęła jednak ten wariant.
- Nie mogę stawiać tezy, skoro nie wiem wszystkiego. – zaczęła, sama do siebie.
Możesz. Najpierw stawiasz tezę, a potem ją potwierdzasz lub obalasz.
Przy okazji: mamy pierwsze objawy choroby psychicznej - gada sama do siebie ]:>

– Chyba muszę pójść do Perdido Beach. Jeśli tego nie sprawdzę, w końcu będę bała się wyjść z hotelu…
A ja myślałam, że jak się jest samemu na świecie, to musi być mega bezpiecznie... *zdezorientowana*
Daj spokój! Zostawiłam kiedyś Atle samą w domu...
Przysięgam, że ci kiedyś coś zrobię. Jak Bora kocham.

Następnego dnia już miała wszystko przemyślane. Wstała o świcie, co i tak było ciężkie – cierpiała na lekką bezsenność, i zasypiała zazwyczaj nad ranem.

Przeszukała szafy i znalazła plecak, który wcześniej nosiła do szkoły.
W szafie w pokoju hotelowym znalazła plecak, w którym wcześciej nosiła książki do szkoły. To co ona - tam w tym holetu od zawsze mieszkała?

Był pojemny i lekki, ale nie sprawiał takiego wrażenia. Jego błękitny kolor działał, na nią uspokajająco.
Plecak na nią działał uspokajająco. A raczej była na niezłym haju.

Włożyła do niego swoje ulubione jedzenie. Garść batoników, kilka kanapek z masłem orzechowym i kilka z serkami topionymi, o różnych smakach. Dodała również parę puszek Pepsi i Fanty, oraz dwie paczki chipsów cebulowych.
No, to jedzenie nadaje się na wyprawę jak cholera. Szczególnie Pepsi i Fanta, gdy będzie ją męczyło pragnienie, i chipsy. *wznosi oczy do nieba*
Wiem, że to nie na tym polega, ale... Jak widzę dziewczynę - wegetariankę (to niezdrowe w jej wieku, no!) - która obżera się się śmieciowym żarciem, to mi się śmiać chce.

- Spakowałam się, jakbym szła na koniec kraju. – westchnęła.
Strasznie mały musi byś ten kraj. W Monako jesteśmy? Ja myślałam, że w Kalifornii (w USA).
Jedzenia było w sam raz, opierając się na wymogach jej apetytu. Miała szybką przemianę materii, z czego bardzo się cieszyła – w innym przypadku, pewnie miałaby kilka[naście] kilogramów za dużo.
Informacja z tyłka wzięta, nie wiadomo po co.

Było koło południa, gdy wyruszyła. Planowała wcześniej, ale nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła na fotelu.
Droga dłużyła się niesamowicie. Lubiła piesze wycieczki, ale teraz, pomału zaczynały boleć ją nogi.Robiła krótkie przystanki, ale takie naprawdę krótkie, ponieważ wokół siebie widziała tylko pustynię.
Co prawda od hotelu prowadzi prosta droga do Perdido Beach, no i mogłaby pójść wybrzeżem, ale pustynią to zawsze fajniej! <3
Dopiero później, zdała sobie sprawę, z tego, że zabłądziła. Przecież na drodze z Cliffton do Perdido, nie było żadnej pustyni.
Szczyt spostrzegawczości. *facepalm*
Zabłądziła? Jak?! Sam Sam powiedział, że właściwie to od zawsze Perdido Beach było odcięte od świata. Z jednej strony ocean, z drugiej góry i tylko jedną nędzną drogą można było dostać się do Perdido, a ona zabłądziła na odcinku Clifftop-Perdido Beach?
*ciężko dyszy - powtórka*

Nie miała najlepszej orientacji w terenie, szybko myliła ścieżki.
Ta autostrada byłą taka wąska i kręta! Nie zauważyłam, kiedy z niej zeszłam, mamo!
Po jakimś czasie zobaczyła niewyraźny zarys budynku.
- Zbawienie. – szepnęła.
Podbiegła w kierunku budowli. Brama była uchylona. Dwa skrzydła, z kutego żelaza wznosiły się na wysokość sześciu metrów. Zaczęło się ściemniać, jednak w pół mroku, ujrzała na dwóch częściach bramy napis „Ad augusta per angusta”. To znaczyło tylko jedno. Coates Academy.
What?! Nie zgadzam się! To znaczy "Do wielkich osiągnięć przez kręte drogi"!

- No pięknie. – dodała już głośniej.
Właściwie... To powinna się ucieszyć. W końcu to jej klimaty :).

Jednak to, gdzie się znalazła, nie wpłynęło na jej nastrój, bo w końcu, gdziekolwiek, ale gdzieś się znalazła. Już miała dobijać się do drzwi, gdy usłyszała jęki, krzyki, piski i … przerażający śmiech. Czym prędzej przyklękła przy bocznej ścianie i zamarła w bezruchu.

Tutaj opko umiera.

Z E.T.A.P.u, wprost spod Coates Academy pozdrawiają Was:
Adwokat gubiąca drogę na autostradzie, Atle w okowach map, wcinająca się od czasu do czasu Achet i poważny Kali.